niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 21

Alek szybko wskoczył do auta. Tomson biegł za nim jak oszalały.
-Nie wiem czy on o mnie zapomniał... ale do szpitala za tym autem nie będę biegł! BARON TY DEBILU ZATRZYMAJ SIĘ!
Muff dopiero teraz zauważył, że jego najlepszy przyjaciel za nim biegnie. Zahamował gwałtownie. Tomek nie zdążył zahamować i rozplaszczył się  na tylnej części samochodu.
-Boże... Baron to kompletny idiota..
-Szybko! Wsiadasz czy nie? - Krzyknął Baron cały zdenerwowany
-No dobra, dobra nie unoś się! Już idę... - Tomson szybko wskoczył do auta. Alek nie potrafił okiełznać emocji. Jechał z prędkością ponad 130 km/h i przy każdych światłach klnął gorzej niż szewc!
-Alek.. Spokojnie, z Olą na pewno będzie wszystko w porządku.
-Zamknij się! Będziesz mi tu teraz pierdolił o nie wiadomo czym! Nie widzisz, że ja kieruję i muszę patrzeć na drogę!
-Yhy... Bo ty jeszcze na nią patrzysz...- Powiedział Tomson do siebie i odwrócił się w stronę szyby. Nagle, zaszkliły mu się oczy. Łzy zaczęły powoli spływać po jego policzkach...
-Jak on mógł mi tak powiedzieć... Ja mu pomagam, ja go wspieram! Robię wszystko by mu było łatwiej!
A on mi mówi: Zamknij się! Jak bym był jakimś ostatnim łajdakiem... - Tomek płacze coraz bardziej... Nie chce, żeby Baron zauważył, ale niestety to się nie udało.
-Boże... A tobie co znowu?
-Nic! - Baron zatrzymał auto.
-Tomuś, no proszę! Sorki... ale wiesz jak mi teraz ciężko. Nie umiem opanować emocji.
-TO SIĘ NAUCZ!
-Proszę... nie krzycz.
-Tak? Ty myślisz tylko o sobie! To jak ja się czuję masz już głęboko w dupie! Taka jest prawda!
-No... Wiem, zachowałem się jak idiota. Przepraszam... - Tomson zobaczył, jak po policzkach przyjaciela zaczęły szybko spływać małe kropelki.
-Już dobrze... Nie płacz - Tomson przytulił Barona - Jedziemy do Oli! Teraz jej pomoc potrzebna!
-Okej... - Alek otarł łzy i odpalił samochód. Pod szpitalem byli po około 20 minutach.
-Chodź! Tomson szybko!
-Już biegnę! - Przyjaciele szybko wbiegli na drugie piętro szpitala
-Ty tu stój. Ja pójdę zapytać.
-No dobra.... ale, Ej Tomson!
-No?
-A dobra.. Dzięki - Alek delikatnie, ale szczerze, uśmiechnął się do Tomka. On odwzajemnił uśmiech i udał się do recepcji.
-Em... Dzień Dobry.
-Dzień Dobry. - Pielęgniarka się uśmiechnęła - Pomóc w czymś?
-Ee... No tak... Szukam takiej dziewczyny Oli... Eee...
-A nazwisko?
-Boże.. nie wiem. Jaki ja głupi jestem!
-Spokojnie.... A może mi Pan mógłby coś o sobie, znaczy o tej pani opowiedzieć? Jaki wypadek itd?
-E... No ona była.. ten uprowadzona. Nie dawno tu przyjechała.
-Acha! Ta Ola - dziewczyna się uśmiechnęła - Jej stan jest ciężki i aktualnie przebywa na oddziale intensywnej terapii.
-Yhym... Rozumiem.. A mogłaby mnie tam pani zaprowadzić?
-Jasne - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i chwyciła Tomka za rękę
-Co pani robi?
-No... po prostu.. bardzo mi się podobasz.
-Ale ja mam dziewczynę!
-Ta Ola to nie zła szczęściara...
-To akurat dziewczyna mojego przyjaciela. O to on! - Wskazuje na Barona
-Aha... Dzień Dobry! To chodźmy na ten oddział. - Szli długim korytarzem. Dziewczyna podeszła do Tomka.
-To  nie umówisz się ze mną?
-Przykro mi. Ja mam wspaniałą dziewczynę, ale mój przyjaciel...
-O to tutaj! Ale nie wolno wchodzić na salę.
-Dziękujemy.
-To co z tym przyjacielem? - Zapytała dziewczyna
-Proszę do mnie zadzwonić - Tomson wyciągnął kartkę i podał dziewczynie.
-Dziękuję - Kobieta się uśmiechnęła i odeszła. Baron przywarł do szyby. Wpatrywał się w łóżko, na którym leżała jego posiniaczona księżniczka. Łzy spływały po jego policzkach szybciej niż można sobie to wyobrazić. Dziewczyna leżała w bezruchu. Lekarze chodzili wokół niej. Zmieniali kroplówkę i mierzyli ciśnienie i puls. Nagle przez szyby wydał się straszny dźwięk! Wszystkie maszyny w sali Oli zaczęły piszczeć. Lekarze podwoili tępo! Wyciągali wszystkie potrzebne przyrządy do uratowania jej życia. Baron nie wytrzymał. Wbiegł na salę.
-CO WY ROBICIE! RATUJCIE JĄ! ONA JEST CAŁYM MOIM ŻYCIEM!
-Ale proszę stąd wyjść!
-NIE WYJDĘ STĄD! KOCHAM JĄ I BĘDĘ TU TAK DŁUGO JAK BĘDĘ CHCIAŁ!
-To proszę się przesunąć!
-TO WY SIĘ PRZESUŃCIE!
-Ale my ją ratujemy!
-NO TO RATUJCIE! A NIE!
-NIECH SIĘ PAN PRZESUNIE!
-NIE! NIE ROZUMIECIE, ŻE W TAKI SPOSÓB JEJ NIE POMOŻECIE!
-Tak, bo pan nas nauczy!
-JA JĄ KOCHAM! ODSUŃCIE SIĘ! JAK MA UMRZEĆ, TO UMRĘ RAZEM Z NIĄ! ODSUŃCIE SIĘ! MUSZĘ COŚ ZROBIĆ! TERAZ ALBO NIGDY! - Baron odepchnął wszystkich lekarzy i zaczął zbliżać się do twarzy Oli. Połączył ich pocałunkiem z nadzieją, że to nie będzie ich ostatni. Nagle wszystkie maszyny ucichły i powróciły do normalnego trybu pracy. Lekarze wybiegli z sali i zaczęli krzyczeć:
-TO BYŁ CUD! ISTNY CUD!





---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------